sobota, 30 grudnia 2017

Ostatni... test - NAVEEN

Rok kończę ostatnim testem, którego się podjęłam. Na szczęście czas jego wykonania był na tyle długi (10 tygodni!), że - pomimo bardzo intensywnej pracy, zajęć dodatkowych, codziennych spraw i niespodzianek - udało mi się go ukończyć. Gorzej było z dokumentacją fotograficzną, albowiem wymyśliłam sobie zimę /w sumie to wielce prawdopodobne, że śnieg będzie w grudniu, prawda ?/ i zdjęcia w zaśnieżonym parku, a tu zimy nie ma. W tym roku to już chyba nie przyjdzie, trudno...



Zdjęcia zatem powstały na Nowolipkach w restauracji Smocza Fajne Miejsce - to tam znajduje się ta piękna niebieska ściana,

i na moim ulubionym moście Gdańskim.

Przedstawiam moją wersję zimowego sweterka z golfem - Naveen, którego autorką jest Regina Moessmer. Polubiłam bardzo wzory tej projektantki, od chwili gdy wydziergałam mój koralowy Marmor i jego drugą granatową wersję, którą pokażę niedługo - wciąż czekam na śnieg i wtedy będą zdjęcia.

Sweter jest dziergany bezszwowo od góry, rękawy są wrabiane raglanem, a korpus delikatnie się rozszerza ku dołowi.


Golf, podobnie jak rękawy,  wykonany jest ciekawym ściągaczem.



No i jeszcze delikatna "ścieżka" biegnąca przez środek i tył korpusu.



Tył sweterka jest delikatnie przedłużony rzędami skróconymi.





Projekt jest czytelnie i jasno rozpisany. Bardzo lubię dziergać według wzorów niemieckojęzycznych projektantek, ponieważ nigdy nie mam wątpliwości, w którym miejscu wzoru jestem i jak powinnam wykonać kolejne etapy.




Szczegóły:

wzór:  NAVEEN
autor: Regina Moessmer

włóczka: Shepherd's Own z firmy FibraNatura, w kolorze nr 40005  (100% Wool) - zużycie - 4,4 motka /w każdym motku jest 230m/
druty: ChiaoGoo w rozmiarze 4,50mm

Włóczka, z której wykonałam sweterek, trafiła w moje ręce zupełnie przypadkiem, a spodobała mi się jej rustykalność. Występuje tylko w kolorach naturalnych - oczywiście niebieskiego wśród tych kolorów  nie ma ;)
Niestety, nie jest to nitka dla wrażliwców, bowiem lekko podgryza - jak to prawdziwa i oryginalna owcza wełna. Ma to jednak pewien plus - w tym sweterku jest bardzo, bardzo ciepło. Włóczka ma bardzo dobrą cenę, jest dostępna w Polsce w kilku internetowych sklepikach. Na pewno jeszcze coś z niej wydziergam, może jakiś kardigan?

Zdjęcia zrobiła, jak zwykle niezawodna, Dorota:), której bardzo dziękuję za cierpliwość, pomoc i poświęcony czas.


Do napisania :)

niedziela, 3 grudnia 2017

Skarpeteczki są w... paseczki

Nareszcie powstała moja pierwsza para skarpetek! Nigdy bym nie przypuszczała, że da mi ona tak wiele radości i... ciepła. Mała rzecz, a cieszy, szczególnie, że nie jestem miłośniczką dziergania na drutach w rozmiarze 2,50mm. Mam wrażenie, że postępu w takiej robótce nie widać, dzierga się, dzierga i dzierga, a po zmierzeniu - wychodzi, że przybył tylko 1 (jeden!) centymetr. Skarpetki jednak mają ten plus, że nie są sweterkiem, ani rękawem, zatem powstają dość szybko. Teoretycznie...
Do wydziergania mojej pierwszej "ukończonej" pary skarpetek /a jest u mnie w szufladzie kilka skarpetkowych singli, które wciąż oczekują na związek ;)/ zainspirowało mnie majowe spotkanie w Lanckoronie. Tak się miło złożyło w tym roku, że spotkałam tam Dziewiarkę, dzięki której do Willi Tadeusz trafiłam. Początkowo jej nie rozpoznałam, ale Gackowa od razu poznała bratnią dziewiarską duszę po... swetrze zrobionym z włóczki Malabrigo ;) - zawsze swój pozna swego ;) I podczas rozmowy tak skutecznie mi zachwalała skarpetki, które właśnie dziergała dla męża: że szybko się robi, że proste, że duży komfort noszenia..., że już następnego dnia pojechałam do Kalwarii Zebrzydowskiej do sklepu Biferno, aby zakupić włóczkę skarpetkową i odpowiednie druty. Wybrałam oczywiście nitkę w kolorze niebieskim, bowiem, skoro już mam się męczyć na drutach w rozmiarze 2,50mm, to chociaż w kolorze, na który będę mogła patrzeć z przyjemnością.
Wybrałam do tego wyzwania darmowy wzór Vestigial, w którym skarpetki są dziergane tradycyjnie: od ściągacza do palców stóp, metodą magic loop. Robi się je bardzo przyjemnie, a wzór zajmuje tylko jedną stronę.
Włóczka na szczęście nie jest jednorodna, posiada delikatne paseczki i to też jest "na plus" w mozolnym dzierganiu skarpetek. Zauważyłam, że dużo szybciej się dzierga, gdy każde kolejne okrążenie to próba odpowiedzi na pytanie - "ciekawe, jak się będą dalej układały kolory?".
Jednak zbyt długo mnie odpowiedź na to pytanie nie nurtowała, bowiem drugą skarpetkę robiłam... ponad 4 miesiące (!) Pewnie było zbyt wiele rozpraszaczy ;)

Listopadowy długi weekend spędziłam w domu rodzinnym, gdzie dość szybko skończyłam dziergać kolejną czapkę, no i trzeba było wreszcie przeprosić się z nieskończoną skarpetką. Poszło dość sprawnie i już w Święto Niepodległości mogłam wreszcie założyć moją pierwszą, własnoręcznie wydzierganą, parę skarpetek.  

Teraz już wiem, dlaczego dzierganie skarpetek daje tyle frajdy i radości. I sama sobie się dziwię, że zamiast dziergać kolejne skarpetki, to ja się odstresowuję przy czapkach (no ile można mieć czapek, skoro ma się jedną głowę???).
A skarpetek można mieć dużo, bo są całoroczne, a kto będzie chodził w czapce w czerwcu, jeśli akurat nie mieszka na Islandii?


Szczegóły:
wzór:  VESTIGIAL
autor: Beata Jezek

włóczka: STEP z firmy Austermann w kolorze JeansBlue (75% Wełna Superwash, 25% Poliamid) - zużycie - około 0,7 motka

druty: ZING z firmy Knit Pro w rozmiarze 2,50mm


Zdjęcia zrobił mój wspaniały Brat, któremu bardzo dziękuję za tę błyskawiczną, skarpetkową sesję.

Wracam do dziergania kolejnej pary, bowiem trzeba trochę tych skarpetkowych singli połączyć przed zbliżającym się Sylwestrem, bo... jak tu tańczyć w jednej skarpetce?

Do napisania :)

niedziela, 29 października 2017

Dwa piórka - czyli Quill Hat w dwóch jesiennych odsłonach

Oczarował mnie prosty wzór na czapkę. Dzięki niemu znalazłam zastosowanie dla dwu samotnych motków. Mimo, że autorka wzoru Andrea Mowry - znana dziewiarkom za sprawą bardzo popularnej (ponad 5 tys. wykonań) chusty Find Your Fade, - projektując tę czapkę Ameryki raczej nie odkryła, to mnie zaczarowała. Tak bardzo, że wydziergałam już trzy i planuję zacząć czwartą...;) Może to już uzależnienie?

Pierwszą czapkę wydzierganą z tego wzoru zrobiłam dla Mamy, z włóczki od We Are Knitters. Włóczka ta jest grubsza niż zalecana we wzorze, zatem, aby osiągnąć pożądany efekt, musiałam dokonać pewnej modyfikacji i użyłam motywu strzałek dwukrotnie, zamiast trzykrotnie. 

Czapka numer dwa powstała dla koleżanki Iwonki, z pięknej niebieskiej włóczki, z której robiłam w zeszłym roku Niebieski Kapturek, a mianowicie Leizu Worsted ze sklepiku Marzeny.
Włóczka niebieska, piękna i królewska wymagała godnego miejsca na zdjęcia - udałam się w tym celu do... Londynu. Zdjęcia powstały w Greenwich, na terenie parku przy Królewskim Obserwatorium Astronomicznym.












Włóczka idealnie nadaje się do tego projektu, jest sprężysta i bardzo ładnie eksponuje wzór. Dzierga się z niej bardzo przyjemnie, dobrze znosi prucie (tutaj, na szczęście, nie było konieczne, ale podczas mozolnego powstawania Niebieskiego Kapturka trochę prucia było). Przymierzam się do wydziergania z niej swetra (włóczka już czeka w wersalce), ale to pewnie będzie już przyszły rok, bowiem zanim pozamykam oczka w rozpoczętych projektach, minie trochę czasu...

A tak wygląda miejsce w pobliżu, którego robiłyśmy zdjęcia. Idealnie widać obie półkule, zachód trochę się kruszy... ;)

Podobno południk zerowy trochę się już przesunął i dokładne miejsce jego "pobytu" nie jest znane, ale podczas naszej wizyty w Greenwich była chwila, gdy poczułyśmy, że to TĘDY przebiega ten południk :)

Ze wzgórza, na którym znajdują się obserwatorium i muzeum, widać piękną panoramę dzielnic Londynu, które leżą po przeciwnej stronie Tamizy.


Na pierwszym planie Narodowe Muzeum Morskie, a dalej jedynie niewielka część tego ogromnego miasta.

Wracając do czapki, tak prezentowała się w Warszawie, po powrocie z wielkiego świata, tuż przed przekazaniem jej nowej właścicielce.

Koleżanka Iwonka jest zadowolona i już pewnie miała okazję czapkę założyć. Zimno się zrobiło, w końcu jesień.

Szczegóły:
wzór:  QUILL
autor: Andrea Mowry

włóczka: Leizu Worsted, w kolorze Royal Blue (90% Merino, 10% jedwab) - zużycie - 0,9 motka
druty: ChiaoGoo w rozmiarze 4,00mm i 5,00mm 


Cudowne zdjęcia wykonała utalentowana Dorota, z którą dane mi było w Londynie się spotkać ;) i mile spędzić kilkanaście godzin.



Czapkę numer trzy zaczęłam dziergać jeszcze w London City, powstawała na lotnisku i w samolocie, a zakończyłam ją już w Warszawie.
Zrobiłam ją z 100% brytyjskiej włóczki, którą kupiłam w londyńskim sklepie znanym wielu dziewiarkom - Loop. Sklep zachwyca różnorodnością towaru, miłą obsługą, pięknym wystrojem i cudowną atmosferą.
Włóczka to Elmet Aran z firmy Triskelion - ręcznie farbowana mieszanka wełny z owiec rasy Bluefaced Leicester (75 %) i Masham (25 %).  Ma piękne kolory, jest miła w dotyku, ale nie jest to merino, zatem wrażliwsze osoby może delikatnie podgryzać. Bardzo mi się podobała i nie mogłam się jej oprzeć - zakupiłam jeden motek, w kolorze innym niż niebieski, bowiem tym razem dostępne odcienie blue mnie, o dziwo, nie zachwyciły. Zaraz po powrocie do hotelu przewinęłam ją w kłębek i zaczęłam robótkę.

  






Szczegóły:

wzór:  QUILL
autor: Andrea Mowry

włóczka: Elmet Aran z firmy Triskelion, w kolorze Modron (75% Bluefaced Leicester / 25% Masham) - zużycie - 0,9 motka
druty: Kinki Amibari w rozmiarze 4,00mm i 5,00mm 

 

Zdjęcia czapki zrobiłam podczas sobotniego spaceru Pasażem Wiecha, sesja była krótka i bez modelki - padało, było zimno i nieprzyjemnie. Na szczęście ten bardzo energetyczny kolor, trochę ożywił ten szary i ponury dzień.

Do napisania :)

niedziela, 15 października 2017

Rosebud i koleżanki - czapkowanie czas zacząć...:)

Około dwa tygodnie temu razem z koleżanką Dorotą (dodgers) postanowiłyśmy zrobić sobie mini KAL i wydziergać czapki z włóczki Brooklyn Tweed. Włóczka ta od niedawna jest dostępna także w Polsce, w Warszawie. Znana jest dziewiarkom głównie dzięki pięknym projektom jakie z niej powstają, każda kolekcja BT to kolejne wzory dodawane na portalu ravelry do ulubionych lub do zrobienia.
Zdecydowałam się na kolor niebieski, Dorota zaś wybrała szary. Wzór dziergałyśmy ten sam Rosebud, autorem jego jest Jared Flood - założyciel firmy Brooklyn Tweed.

Moja czapka już powstała i doczekała się pięknych zdjęć w jesiennej scenerii Parku Skaryszewskiego.







Szczegóły:wzór:  ROSEBUD
autor: Jared Flood

włóczka: Shelter z firmy Brooklyn Tweed w kolorze nr 16 Almanac  (100% wełny owiec American Targhee-Columbia) - zużycie - około 1,5 motka
druty: ChiaoGoo w rozmiarze 4,00mm  (ściągacz) i
5,00mm



Tutaj w sąsiedztwie czapki jest piękna chusta Yukko zrobiona jakiś czas temu z Holst Coast, był to test wzoru Agaty :)


Wzór na czapkę jest dobrze rozpisany, czytelny i przyjemnie się go dzierga. To dość szybka robótka, z którą można się uporać w jeden weekend. Sama włóczka jest dość specyficzna, nie gryzie, wygląd ma lekko rustykalny, surowy. Po praniu staje się bardzo mięciutka i puchata. Ma przepiękne kolory, ale niestety do najtańszych nie należy. Raczej nie zdecyduję się na wydzierganie z niej swetra, głównie z tego powodu, chyba, że w tym roku Mikołaj będzie dla mnie bardzo łaskawy...:) 
O użytkowaniu będę mogła napisać coś więcej wiosną, gdy już skończy się sezon dla czapki.



Skoro sesja w parku to zabrałam na nią jeszcze dwie inne koleżanki-czapki, które zdjęć nie mają.

Pierwsza koleżanka-czapka to wykonana prawdopodobnie w lutym zeszłego roku Cherry on Top według wzoru Eleny Nodel. Włóczkę na ten projekt pięknie uprzędła zdolna Renia, z mieszanki merino i jedwabiu w kolorze Aquarius.




Szczegóły:wzór:  CHERRY ON TOP
autor: Eelna Nodel

włóczka: ręcznie przędziona przez RENEWELT czesanka (merino i jedwab), około 250m w 100g - zużycie - 1 motek
druty: ChiaoGoo w rozmiarze 3,75mm i 4,50mm



Druga koleżanka-czapka to naprawdę błyskawiczny projekt dla Mamy, wykonana na grubych drutach, czarna prosta czapka. Zrobiłam ją według trochę zmodyfikowanego wzoru Quill, którego autorką jest Andrea Mowry (znana wszystkim dziewiarkom dzięki bardzo popularnej chuście Find Your Fade). Czapka oryginalnie jest zrobiona z cieńszej włóczki.
Ostatnio postanowiłam zakupić na próbę i przetestować włóczkę z We Are Knitters, którą miałam okazję zobaczyć na Drutozlocie. Na ten projekt wybrałam The Petite Wool bardzo mięciutkiego singla w czarnym kolorze, który ładnie wyeksponował strukturalny wzór. To mój pierwszy projekt wydziergany z tej nitki, jest bardzo miękka i ciepła, nie gryzie, ale to nie jest merino. Na pewno jeszcze coś z niej wydziergam.



Tutaj czapkę wdzięcznie prezentuje anielska modelka z ulicy Ząbkowskiej na Pradze :)) 

Szczegóły:wzór:  QUILL
autor: Andrea Mowry

włóczka: The Petite Wool z firmy We Are Knitters w kolorze czarnym (100% Peruvian wool) - zużycie - 0,7 motka
druty: ChiaoGoo w rozmiarze 6,00mm





Wszystkie zdjęcia zrobiła, bardzo uzdolniona, również fotograficznie,  Dorota K. - DZIĘKUJĘ :)


Na koniec moje ulubione ujęcie z sobotniej sesji - tu rządzi tweed !



Na głowie czapka Rosebud, a na głównym planie - mój ABSOLUTNIE ulubiony pulower Daelyn wykonany według wzoru Isabel Kreamer z włóczki Rowan Hemp Tweed

Do napisania :)


wtorek, 22 sierpnia 2017

Marmor - wróciłam... :)

Wróciłam. Trochę mnie tu aktywnie, wirtualnie nie było... Najpierw sporo pracy, brak weny na ukończenie czegokolwiek, jakieś wyjazdy, urlopy... Tak się nieszczęśliwie złożyło, że z ostatniej górskiej wyprawy (przepiękne Karpaty na Ukrainie) wróciłam z uszkodzonym nadgarstkiem prawej ręki. Byłam pewna, że to zwykłe stłuczenie, ale skoro ciągle bolało, udałam się do lekarza, który stwierdził, że to złamanie (!!!) kości łódeczkowatej (śliczna nazwa :)) i niestety usztywnienie, zakaz wykonywania jakichkolwiek czynności - w tym też dziergania :( i zwolnienie lekarskie... a był to 23 czerwca...
Cóż było robić, lato w pełni... Spacerowałam zatem po Warszawie i pieszo poznawałam jej ulice i zabytki, czasami na zorganizowanych spacerach, których jest naprawdę sporo, czasami sama sobie wybierałam jakąś okolicę do zwiedzania.
Na szczęście, po zdjęciu usztywnienia, w ramach rehabilitacji lekarz zalecił ćwiczenia, do których można zaliczyć dzierganie... :) Po co zatem zwlekać, trzeba postępować zgodnie z zaleceniem lekarza ;)
Marmor Cardigan zauroczył mnie od pierwszego zdjęcia jakie zobaczyłam w sieci. Na coś takiego czekałam - prosta forma, bez zbędnych udziwnień. Francuski szyk - i to dosłownie, bo ścieg francuski oraz grube druty. Zaczęłam go robić już jakiś czas temu, gdyż wzór kupiłam w kwietniu, zaraz po opublikowaniu na ravelry.
Po prostu musiał swoje odleżeć i, gdy tylko mogłam już znowu dziergać, zabrałam się czym prędzej do roboty.


Ten minimalistyczny kardigan postanowiłam zrobić z włóczki, która już jakiś czas mieszkała w mojej wersalce. Kiedyś kupiłam chyba z 10 motków surowego jedwabiu z firmy Lana Grossa, była wyprzedaż zatem żal byłoby z niej nie skorzystać...;) Planowałam wydziergać jakiś letni sweterek i nawet nie trzeba było długo czekać na realizację tych planów.

Mój koralowy Marmor - roboczo nazwany przeze mnie Coralkiem - jest taki jak sobie wymarzyłam: luźny, miękko się układa i dobrze leży.







Sweterek ma prostą konstrukcję, dziergany jest bezszwowo. Zaczynamy od kołnierza, następnie robimy karczek, w którym rękawy są wrabiane metodą contiguous, a po oddzieleniu oczek, dziergamy korpus, a na końcu rękawy.


Brzegi są wykończone i-cordem - naprawdę fajnie to wygląda i nie trzeba robić żadnej plisy...;)




Z tyłu, na liniach bocznych i rękawach, znajdują się takie fałszywe i-cordy, które imitują szwy, a jednocześnie sprawiają, że cała konstrukcja dobrze się trzyma.



Sweterek jest w energetycznym koralowym kolorze, zupełnie nie w moim stylu ;) Ale z założenia miał się kojarzyć z latem, radością i witalnością, zatem w tym przypadku zrobiłam małe odstępstwo... Kolor najbardziej zbliżony do rzeczywistego jest na zdjęciu poniżej..


Szczegóły:
wzór:  MARMOR
autor: Regina Moessmer

włóczka: Il Puro z firmy Lana Grossa w kolorze koralowym (100% surowego jedwabiu) - zużycie - około 7-8 motków?
druty: Kinki Amibari w rozmiarze 5,00mm, 5,50mm oraz Prym Ergonomics w rozmiarze 6,00mm



Zdjęcia też miały być pełne słońca i światła, niestety w niedzielę od rana padało i padało...
Tym razem postanowiłam skorzystać z pomocy kolegi Cezarego - prawdziwego specjalisty od sesji fotograficznych (https://pl-pl.facebook.com/CzaroPhotography/), który, mimo złej pogody i nienajlepszego światła, wykonał fantastyczną robotę. Bardzo, bardzo dziękuję :)
I na koniec jeszcze kilka ujęć zza szyby...




kiedy przestanie padać...?
Zdjęcia zostały zrobione w Green Caffe Nero przy Placu Narutowicza w Warszawie. Mają tam naprawdę bardzo miłych i przyjaznych dziewiarkom pracowników, a dodatkowo ciekawe wnętrza, wygodne meble no i dobrą kawę...



W taki deszczowy dzień, tylko kawa :)


Wzór na Marmor bardzo, bardzo polecam, jest uniwersalny i doskonale układa się na sylwetce. Rozpisany jest bardzo czytelnie i intuicyjnie. To dobry sposób, aby po raz pierwszy zmierzyć się z robieniem rękawów "metodą na C" i nie ma możliwości, aby się ta próba nie powiodła. Poza tym robi się go naprawdę szybko, na drutach nr 6,00mm - to zupełnie inne tempo dziergania niż na moich ulubionych "czwórkach".

No i druty. Spacerując po Warszawie, znalazłam w podziemiach przy Dworcu Centralnym pasmanterię, w której wypatrzyłam druty ergonomiczne firmy Prym, postanowiłam je nabyć, przetestować i... okazały się świetne. Niby plastik, i dziwny kształt, ale dzięki zaokrąglonej końcówce robota szła błyskawicznie. Tanie nie są - prawie 40 zł za plastik (!), ale dobrze się je trzyma w dłoniach, wykonane są estetycznie. Mogę polecić z czystym sumieniem.


A ja zaczęłam dziergać kolejny Marmor, tym razem już niebieski, z mieszanki wełny z alpaką, jest super ciepły, lekki i miękki...

Do napisania !

niedziela, 28 maja 2017

Święto Lnu w Żyrardowie

W sobotę 27 maja postanowiłam wybrać się do Polskiej Stolicy Lnu, czyli Żyrardowa. Ostatnio u mnie gości pisarska niemoc twórcza oraz dziewiarska niemoc odtwórcza - przyszedł zatem czas na inspirację... :)
ŚWIĘTO LNU

Pogoda była wprost idealna na zwiedzanie, zatem wiedziona impulsem, udałam się na dworzec Warszawa Zachodnia, skąd popłynęłam pięknym Implusem w kierunku Żyrardowa.
IMPULS
Podróż trwała niespełna godzinę, zdążyłam przerobić tylko kilka rządków mojego testowego sweterka, i wylądowałam na miejscu.
ŚWIĘTO LNU
Wraz z koleżanką Kasią, która od kliku lat jest mieszkanką Żyrardowa, dołączyłyśmy do grupy osób, które w tym dniu zwiedzały miasto. Miejsce spotkania było przed dworcem kolejowym. Budynek ten zbudowany został w 1922 roku według projektu architekta Romualda Millera, nawiązuje do stylu dworkowego, popularnego w architekturze okresu dwudziestolecia międzywojennego.
DWORZEC KOLEJOWY
Spacer trwał niespełna dwie godziny. Odwiedziliśmy dawną fabryczną osadę i wysłuchaliśmy opowieści o historii fabryki i miasta.


Żyrardów powstał w pierwszej połowie XIX wieku, gdy do wsi Ruda Guzowska przeniesiono fabryki lniane z podwarszawskiego Marymontu (obecnie część Warszawy). W 1830 roku powstała spółka, która miała zająć się rozwojem mechanicznego przędzenia lnu. Fabryki potrzebowały ludzi, zatem w akcie założycielskim spółki postanowiono, aby w ciągu dwóch lat, zbudować poza budynkami fabrycznymi także budynki mieszkalne dla robotników i tkaczy. Osada ta nosiła nazwę Żyrardów - od nazwiska Filipa de Girard francuskiego wynalazcy, który na zlecenie rządu Królestwa Polskiego zorganizował tam mechaniczną przędzalnię lnu. Niestety, pomimo że tkaniny bardzo dobrze się sprzedawały, fabryka zbankrutowała i została przejęta przez Bank Polski.

Na początku drugiej połowy XIX wieku zakłady zostały zakupione przez nowych właścicieli - Karola Hiellego i Karola Dittricha, którzy zmodernizowali i znacznie zwiększyli ich moce przerobowe, a także przyczynili się do rozbudowy zaplecza socjalnego dla robotników, zgodnie z bardzo popularną w tamtych czasach koncepcją miasta idealnego. Nastąpiła rozbudowa osady fabrycznej, pobudowane zostały nowe osiedla robotnicze, a także pralnia, szpital, łaźnia, szkoły, ochronki, resursa i kościoły katolickie. W drugiej połowie XIX wieku żyrardowskie zakłady lnu uchodziły za szczyt rozwoju technologicznego przemysłu włókienniczego i miały ugruntowaną i mocną pozycję na europejskim rynku włókienniczym.

Jak podaje Wikipedia: W przeddzień wybuchu I wojny światowej Żyrardów był ciągle rozwijającym się ośrodkiem przemysłowym, a zakłady żyrardowskie były największą fabryką tej branży w Królestwie Polskim i największą fabryką wyrobów lnianych w Europie.
DAWNE OSIEDLE ROBOTNICZE
 



W  familijniakach utworzono coś na wzór hotelu robotniczego - była tam długa hala, gdzie znajdowany się łóżka oddzielone kotarami. Jeśli robotnik się sprawdził, po jakimś czasie dostawał przydział na własne mieszkanie w wielorodzinnych domach na osiedlach robotniczych. 
WIELORODZINNY DOM I KOMÓRKA NA DAWNYM OSIEDLU ROBOTNICZYM


Dostawał też kawałek ziemi przed domem, gdzie mógł uprawiać ogródek. Wieczorami na tych podwórkach kwitło życie towarzyskie. 



KOMÓRKA
Domy robotnicze zbudowane zostały  z czerwonej cegły, najstarsze pochodzą z 1867 r. W każdym domu mieszkało po kilka rodzin. Pośrodku kwartałów znajdowały się drewniane, piętrowe komórki z galeryjkami.
DOMY NA DAWNYM OSIEDLU ROBOTNICZYM
Przy osiedlu robotniczym powstał również szpital fabryczny zbudowany w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku. Wówczas był to obiekt bardzo nowoczesny, posiadał ogrzewanie  i oświetlenie oraz wysoko wykwalifikowany personel.
SZPITAL ROBOTNICZY

Przed pięknie odrestaurowanym budynkiem resursy, która w XIX wieku była klubem towarzyskim dla urzędników żyrardowskiej fabryki,
RESURSA

stoi pomnik  francuskiego wynalazcy Filipa de Girarda, od którego nazwiska pochodzi nazwa miasta.
POMNIK DE GIRARDA PRZED RESURSĄ
Postać trzyma w ręku model maszyny do mechanicznego przędzenia lnu.

MASZYNA DO PRZĘDZENIA



Poza osiedlem robotniczym, w mieście znajdowała się także rezydencjonalna dzielnica mieszkaniowa wybudowana w latach osiemdziesiątych XIX wieku dla dyrektorów żyrardowskiej fabryki. Każdą z willi otaczał ogród, w którym od czasu do czasu odbywany się eleganckie przyjęcia. Większość tych dwupiętrowych budynków wciąż pełni funkcje mieszkalne, bowiem do dnia dzisiejszego znajdują się w bardzo dobrym stanie.
WILLA DYREKTORSKA

W centrum miasta znajduje się piękny krajobrazowy Park im. Karola Augusta Dietricha,

PARK


W parku natomiast stoi piękna willa jednego z właścicieli fabryki Karola Dittricha jr., w której obecnie mieści się Muzeum Mazowsza Zachodniego.

WILLA KAROLA DITTRICHA

Nieopodal parku znajdują się, zbudowane z czerwonej cegły podobnie jak domy robotników, budynki po dawnej pończoszarni, w której w XX wieku mieściły się Zakłady Przemysłu Pończoszniczego  "Stella".
POŃCZOSZARNIA

Tuż obok pończoszarni, stoi Biały Dom, zwany również przez mieszkańców Pałacykiem Tyrolskim. Karol Dittrich zbudował go dla swojego zięcia, aby jego architektura przypominana mu rodzinne strony. W budynku tym czasami, według miejscowej legendy, nocą pojawia się postać ubranej na biało kobiety, z czerwonym kwiatem we włosach - czyżby żyrardowska Biała Dama...?
PAŁACYK TYROLSKI

Na terenie Starej Przędzalni, która jest najstarszym budynkiem żyrardowskiej fabryki, wciąż trwają prace rewitalizacyjne. Teren ten jest własnością prywatnego inwestora, który w 2003 r. rozpoczął proces rewitalizacji i adaptacji budynku do nowej funkcji - zespołu mieszkań loftowych. Znajduje się tam pięknie odrestaurowana wieża.


WIEŻA STAREJ PRZĘDZALNI


Kilka metrów dalej, przed restauracją Szpularnia stoi pomnik Szpularki.


SZPULARKA



I tutaj nasz spacer zakończył się.



W ramach refleksji po spacerze, znalazłam w sieci adekwatną notkę z  1903 roku, petersburskiego korespondenta czasopisma "Kraj", który o tym mieście pisał tak: "Oto Żyrardów. Wygląda on jak kawałek najporządniejszej prowincji niemieckiej, albo jakiegoś przemysłowego kantonu szwajcarskiego. Ulice prościutkie, szerokie, twarde, trotuary wygodne, ulice od trotuarów oddzielone głębokimi i na kant stawianymi kanalikami. Domy z cegły czerwonej, piętrowe zwykle, solidne i niebrzydkie. Czystość wszędzie raduje oczy. I masa zieleni". (cyt. za: http://poznajpolske.onet.pl/mazowieckie/zyrardow-miasto-ogrod-miasto-idealne/87nkl)
Czegóż chcieć więcej?

W Żyrardowie ciekawe jest to, że dziewiętnastowieczna koncepcja miasta idealnego tutaj się sprawdziła i nadal funkcjonuje. Większość budynków, które w tamtych czasach powstały - zarówno budynki mieszkalne, magistrat, dom kultury, resursa, szpital, ochronka (obecnie przedszkole) - wciąż pełni swoją pierwotną funkcję. I ta zieleń dookoła !





Wciąż głodne wrażeń, idąc po śladach torów kolejowych łączących centralę fabryki, tj. Starą i Nową Przędzalnię, z Bielnikiem dotarłyśmy do najważniejszego miejsca...  czyli do muzeum - gdzie, w ramach obchodów Święta Lnu, można było zobaczyć historyczną inscenizację  Strajku Szpularek z 1883 roku.
STRAJK SZPULAREK - 2017





Muzeum Lniarstwa im. Filipa de Girarda znajduje się na terenie dawnego Bielnika, w jednej z hal fabrycznych stanowiącego część kompleksu produkcyjnego żyrardowskiej fabryki. 
MUZEUM LNIARSTWA




MUZEUM LNIARSTWA


 

MUZEUM LNIARSTWA


 

MUZEUM LNIARSTWA





W ramach święta lnu, na terenie muzeum lniarstwa odbywały się liczne imprezy: warsztaty rękodzielnicze m.in. tkanie na krośnie czteronicielnicowym, kiermasz produktów lnianych, zabiegi kosmetyczne z użyciem produktów na bazie lnu. Można było zwiedzać muzeum z przewodnikiem, obejrzeć film o Strajku Szpularek oraz wysłuchać wspomnień pracowników dawnych zakładów.
ŚWIĘTO LNU

Jak każda szanująca się dziewiarka, na takiej imprezie wypatrywałam oczywiście lnianych motków - dzięki koleżance Kasi, udało się je znaleźć.
MOTKI LINEN MOUSE

Nie jest to czysty len tylko mieszanka z wiskozą (70% lnu i 30% wiskozy), co wydaje się być dobrym połączeniem, bowiem nitka jest dość miękka. W jednym motku 100g jest 150m. Kolor naturalny, taki mysi. Jak tylko skończę zaległe testy, zabieram się za zrobienie próbki. Jestem bardzo ciekawa tej nitki w robótce.




Po intensywnym zwiedzaniu, lnianych wrażeniach i marzeniach, przyszedł czas, aby udać się na peron kolejowy. W oczekiwaniu na jadący z Łodzi pociąg, o adekwatnej do całodziennych wydarzeń nazwie - Prząśniczka...
TORY W KIERUNKU ŁODZI

spojrzeć na skąpany w zachodzącym słońcu budynek dworca.
DWORZEC KOLEJOWY
Do stolicy wróciły ze mną dwa motki mysiego lnu, oraz coś ładnego i niebieskiego, czemu nie mogłam się oprzeć w pewnym magicznym... zaułku. Taka mała zapowiedź...
NIEBIESKI :)

Do napisania :)