sobota, 31 grudnia 2016

Ostatni... czy druga Daelyn

Dziewiarskie plany były takie, aby zdążyć z wydzierganiem mojej kolejnej Daelyn jeszcze w tym roku… UDAŁO SIĘ :)
Wersja pierwsza pojawiła się latem i niemalże natychmiast została moim ulubionym sweterkiem. Sprawdziła się świetnie na różnych wyjazdach - nad morze czy w góry.



Druga Daelyn została zrobiona z mojej ulubionej włóczki Rios Malabrigo w pięknym kolorze Bobby Blue. Motki te już jakiś czas mieszkały w mojej wersalce, zakupiłam je dwa lub trzy lata temu u Agi w Magicloop. Jak to często bywa z włóczkami ręcznie farbowanymi, trochę różniły się od siebie, mimo, że pochodziły z tego samego farbowania, na szczęście w robótce udało się tę różnicę zniwelować.
W międzyczasie miałam kilka pomysłów na tę włóczkę, ale ostatecznie zwyciężył, już przeze mnie sprawdzony, ponadczasowy projekt Isabell Kraemer - Daelyn Pullover  - dziergało się go bardzo przyjemnie i bezstresowo.

Z efektu końcowego jestem bardzo zadowolona, kolory świetnie się ułożyły, pewnie dlatego, że cały sweter dziergałam z dwóch motków jednocześnie - jak widać było warto :) Najwięcej emocji dostarczyły mi oczywiście rękawy, jednak efekt końcowy wynagrodził konieczność kilkukrotnego ich poprawiania... ;)



Wzór bardzo, bardzo polecam, jest uniwersalny i doskonale układa się na sylwetce. To klasyczny „zwyklak” z lekkim przesunięciem bocznych szwów, które dodaje smukłości.

Już mi kiełkuje w głowie myśl o tym, aby wydziergać trzecią Daelyn – tym razem w wersji letniej – z bawełny.




RESUME



Dziś ostatni dzień 2016 roku, który kończę dziergając z... Malabrigo. Druga Daelyn to ostatni sweterek, jaki w tym roku został przeze mnie wydziergany. Teraz jeszcze tylko ostatnia w tym roku czapka - niezawodna Rikke Hat, również z Riosa – i można robić podsumowanie.


Powyższe zdjęcie to subiektywny przegląd dużej części moich dziewiarskich udziergów, które w tym roku powstały.
To był dla mnie bardzo dobry czas, dużo się nauczyłam i nabrałam większej wprawy w dzierganiu... Zrobiłam pierwszą w życiu brioszkę - z której jestem bardzo dumna, wydzierałam kilka fajnych sweterków, skończyłam niebieski kapturek – moje wielkie wyzwanie, powstało także kilka chust i kilkanaście czapek. Wzięłam udział w teście pięknej Melanie według wzoru Marzenki. Miałam okazję dziergać na różnych drutach z różnorodnych włóczek. Byłam na Drutozlocie, gdzie spotkałam się z wspaniałym gronem Pozytywnie Zakręconych Miłośniczek Pięknych Nitek.
Rok 2016 to czas wielu pozytywnych emocji, to także cotygodniowe kameralne CieKawe spotkania ;) w zacnym dziewiarskim gronie...
Zadebiutowałam także na blogu i zamierzam nadal, mimo wielu obowiązków, tutaj pisać.
Oby 2017 rok okazał się równie pomyślny i pełen dobrej energii i owocnych zmian - czego Wam wszystkim, a także sobie sobie, życzę.
DO SIEGO ROKU !


czwartek, 24 listopada 2016

Mélanie - włoski romans pierwszej damy

Oto Melanie - moja wersja sweterka Marzeny, który miałam okazję testować.



Wzór Mélanie został już opublikowany, a moja wersja doczekała się zdjęć w pięknej, słonecznej Lanckoronie, gdzie pojechałam na drugą część urlopu.





Cieszę się, że mogłam testować ten śliczny, puchaty sweterek, jest on bardzo przyjemny w robótce, ma prostą konstrukcję i w tej prostocie jest jego cały urok, a sam wzór - bardzo czytelnie i jasno napisany. 
Marzena miała świetny pomysł na minimalistyczne puchate wdzianko, wydziergane z połączenia dwóch nitek, merino stanowiło dobrą bazę, moher zaś dodał mu skrzydeł...

Tak moja Malania prezentuje się w Lanckoronie:




plisa przy dekolcie...


rękawki podwinięte...





rękawki odwinięte...
plisa z tyłu

delikatne kształtowanie podkroju dekoltu

i moja Melania w pakiecie... :)




Szczegóły:
wzór:  Mélanie
autor: Marzena Kołaczek

włóczka: Mirella - Włóczki Warmii (100% merino - 400m w 100g) w kolorze Szare morze - 3 motki, oraz Kid Silk Haze - Rowan (70% mohair, 30% jedwab - 210m w 25g) w kolorze hurricane - 4,5 motka
druty: Kinki Amibari bambusowe w rozmiarze 3,50mm i 4,0mm.


Skąd taki tytuł ?
włoski - ponieważ obie nitki użyte do wydziergania sweterka są włoskiej produkcji, zarówno Rowan (chociaż zawsze kojarzył mi się bardzo angielsko) pochodzi z Włoch, tak jak i baza Włóczek Warmii bajecznie farbowanych przez panią Joasię z Olsztyna.
romans - dzięki pomysłowi Marzeny, w tej robótce połączyłam różnorodne włóczki, które na pierwszy rzut oka mało do siebie pasują, ale ich związek dał naprawdę piękny rezultat...  Dodatkowo efektem tego włoskiego romansu są widoczne na każdym zdjęciu... włoski, którymi cała Melania jest pokryta...;)
pierwsza dama - niedzielnym popołudniem, gdy wypełniałam dla Marzeny ankietę po zakończonym teście, przeczytałam w sieci krótką informację dotyczącą żony przyszłego prezydenta USA, która ma na imię... Melanie.
Marzena, cóż za idealne wyczucie chwili ;) czyżbyś już dawno wiedziała, kto wygra wybory za wielką wodą..., nie wierzę, że to był przypadek, a Twój projekt nabiera zupełnie innego znaczenia... ;) Pullower dla First Lady !

To był naprawdę bardzo fajny i przyjemny test, lubię takie proste fasony.
Moją następną Melanie, bo o tym, że będzie kolejna wiedziałam już w połowie tej pierwszej, także wydziergam z Włóczek Warmii (zarchiwizowanych w wersalce), na drugą nitkę muszę jeszcze zaczekać, do kolejnej dostawy. W Kalwarii Zebrzydowskiej, która sąsiaduje z Lanckoroną, udało mi się znaleźć mohair idealny dla drugiej Melanie. Odwiedziłam  tam prawdziwy raj dla dziewiarek - sklep Biferno, gdzie z zachwytem oglądałam i dotykałam wspaniałe kolorowe motki. Jest to miejsce, które będzie mi się kojarzyć z miłą atmosferą i długą rozmową o włóczkach i robótkach. Najfajniejsze w dziewiarskich spotkaniach jest to, że była to moja pierwsza wizyta w tym miejscu, a już po paru minutach rozmawiałyśmy jak dobre znajome. Czegóż chcieć więcej... :)
Do napisania!

wtorek, 15 listopada 2016

Daybreak in Ustka z gęsiną w tle

W tym roku, na weekend listopadowy, połączony z początkiem mojego długo wyczekiwanego urlopu, udałam się do klimatycznej Ustki, aby odpocząć oraz posmakować prawdziwej gęsiny. Jak co roku, już po raz dziewiąty, w Swołowie, na terenie Muzeum Kultury Ludowej Pomorza organizowana jest impreza związana z tradycją jedzenia gęsiny, bowiem to właśnie w okolicy dnia św. Marcina (11 listopada) dawniej biło się i spożywało gęsi na Pomorzu.

zdjęcie ze strony http://pomorskie.eu/-/gesina-kroluje-w-swolowie
Swołowo odwiedziłam po raz pierwszy  podczas takiej uroczystości i muszę przyznać, że nadal jestem lekko oszołomiona. Pojawiłam się tam już pierwszego dnia i przeraziła mnie ogromna ilość osób, która tam przybyła, podobno w tym roku został pobity rekord odwiedzających - już pierwszego dnia sprzedano około 4 tys. biletów! Trudno było znaleźć miejsce do zaparkowania samochodu, a już po bilety uprawniające do wejścia na teren Muzeum trzeba było ustawić się w kolejce. W ogromnym namiocie ustawionym w ogrodzie jednej z zagród, odbywał się jarmark produktów regionalnych. To właśnie tam można było spróbować lub kupić na wynos gęsie smakołyki na jednym spośród wielu stoisk z potrawami przygotowanymi przez restauratorów, koła gospodyń wiejskich i agroturystyczne gospodarstwa. Odwiedzających tego dnia było bardzo, bardzo dużo, aby coś zjeść trzeba było odstać swoje w długiej kolejce, przez co najmniej pół godziny, ale było warto - pierogi z gęsiną okazały się przepyszne :) 
Mimo ogromnej liczby gości w namiocie spotkałam się na moment z Danusią - dziewiarką z Ustki, umówiłyśmy się na niedzielne dzierganie i rozmowy przy motku włóczki w karczmie Pod Strzechą.
W tym samym czasie w zagrodach na terenie Muzeum odbywał się kiermasz rękodzieła pomorskiego, a także pokazy „darcia pierza”, pokaz przędzenia nici wełnianych i lnianych, pokazy pracy kowali w muzealnej kuźni, pokazy gotowania na kuchni kaflowej oraz pieczenia pierników w domu chlebowym.
Pogoda na szczęście dopisała, mimo, że poranny wyjazd z Warszawy nie wróżył niczego dobrego, było zimno i nawet trochę śniegu spadło, ale im dalej na północ tym było więcej słońca, a już na miejscu, w Swołowie, było bardzo słonecznie i ciepło. Taka aura utrzymała się przez cały weekend.
Powtórka z gęsiny nastąpiła w niedzielę, podczas trzeciego dnia imprezy, było mniej odwiedzających, a dzięki temu więcej możliwości, aby porozmawiać z wystawcami o gęsich smakołykach, a także spróbować pieczonej gęsiej piersi czy też wędzonego na zimno półgęska (pycha!). Oczywiście odwiedziłam także kiermasz rękodzieła, gdzie nabyłam pięknie pachnące woreczki z lawendą - prosto z Francji.

Oczywiście nie zabrakło drutów i robótki. Do samochodu wzięłam do ukończenia Melanie test dla Marzeny, ale trochę obawiałam się dziergania moich 'ukochanych' rękawów podczas jazdy ;) dlatego też nabrałam oczka na szybki projekt - mitenki, które zrobiłam w kolorze głębokiego granatu, czyli Paris Night z Rios Malabrigo - jednej z moich ulubionych włóczek. Z tego koloru wydziergałam moją kolejową czapkę i pewnie powstanie jeszcze sweterek... Wzór na mitenki znalazłam na ravelry, szukałam czegoś mało skomplikowanego, ale z delikatnym kobiecym akcentem i taki właśnie jest Daybreak. Projekt oryginalny także powstał z Riosa  - to ułatwiło mi wybór, bo potrzebowałam ciepłych mitenek.
Powstały one bardzo szybko, pierwsza podczas podróży do Ustki, druga skończona została w niedzielę.

a tak się prezentują z morzem w tle...


A tutaj pierwsza, jeszcze samotna... ;)


Szczegóły:
wzór:  Daybreak
autor: Tierce Knits
włóczka: Rios Malabrigo (100% merino;) w kolorze Paris Night -
do nabycia np. w sklepiku u Małgosi w www.inspiracjems.pl - zużyłam resztki po wydzierganych czapkach, ale spokojnie  1 motek 100g wystarczy
druty: Kinki Amibari bambusowe w rozmiarze 3,50mm i Zing-KnitPro w rozmiarze 4,0mm.

Wzór jest dobrze rozpisany, są schematy, które ułatwiają dzierganie, odrębny dla prawej i lewej ręki. Mitenki są w jednym rozmiarze, na średniej wielkości dłoń. Na mniejsze łapki polecam Arroyo, myślę, że doskonale się sprawdzi.


Tradycyjnie podczas mojej wizyty w Ustce odwiedziłam "stałe punkty programu":
1. Pomnik syrenki

2. Ławeczkę przy Promenadzie, na której odpoczywa pani Irena Kwiatkowska

3. Piękną ustecką plażę

4. Karczmę Pod Strzechą, gdzie można zjeść przepyszną rybę - tym razem mój wybór padł na halibuta... mniam! :)


Weekend minął, pozostały już tylko wspomnienia po pomorskiej gęsinie w Swołowie, a także wędzony półgęsek, który przyjechał ze mną do stolicy...

W drodze powrotnej dziergałam z zapałem Melanie - koniec testu bliski...
Do napisania!

niedziela, 23 października 2016

Wizyta w Łodzi - 15 Międzynarodowe Triennale Tkaniny

Weekend w stolicy nie zapowiadał się pogodnie, już w piątek cały dzień padało, trochę miałam obawy przed wyjazdem do Łodzi, bowiem spacerowanie i zwiedzanie podczas deszczu do najprzyjemniejszych nie należy. Na sobotę zaplanowałam wycieczkę rekreacyjno-poznawczą, a głównym punktem jej programu była wizyta w Białej Fabryce, gdzie mieści się Centralne Muzeum Włókiennictwa.
W muzeum tylko do końca października można jeszcze obejrzeć wystawę prac nadesłanych na Międzynarodowe Triennale Tkaniny - jest to najstarsza, największa i najbardziej prestiżowa  na świecie wystawa promująca współczesną sztukę włókna.

W sobotę rano na przekór pogodzie, z parasolem nad głową, pobiegłam na tramwaj, aby na dworcu Warszawa Centralna ...wsiąść do pociągu..., nie, nie byle jakiego, ale ślicznego, niebieskiego nowiutkiego DARTa z bydgoskiej Pesy i udać się podbój Łodzi. Na następnej stacji dołączyła do mnie Renia i tak we dwie, uzbrojone w parasole i wygodne buty, z obowiązkową robótką w rękach pojechałyśmy. Podróż upłynęła bardzo szybko [a miałam nadzieję, że skończę plecy nowego sweterka... ;)] i już po niespełna 1,5 godziny wysiadłyśmy na przystanku Łódź Dąbrowa. W Łodzi na szczęście nie padało, zupełny brak deszczu, niebo było trochę szare, ale najważniejsze, że sucho - zatem idealna jesienna pogoda. W związku z tym, zamiast podjechać, przespacerowałyśmy jakieś 3 km, aby wsiąść do tramwaju i znaleźć się przy Parku Reymonta, który sąsiaduje z Białą Fabryką.
Wystawa prac z łódzkiego triennale zajmuje aż 3 piętra budynku, naprawdę było co oglądać. Trudno wybrać tę, która podobała mi się najbardziej, tak bardzo były różnorodne. Niech zatem przemówią zdjęcia - niestety nie są one najlepszej jakości, w salach wystawowych było bardzo rozproszone światło, które nie ułatwiało fotografowania.

Tuż przy wejściu do pierwszej sali wita nas... ławica ryb, a potem jest już tylko ciekawiej...

Tohru Ohtaka (Japonia), ''Moje miasto wody'' Medal Centralnego Muzeum Włókiennictwa 15 MTT
praca z Argentyny

praca z Kolumbii
i detale, czyli Babcia na huśtawce...
a Dziadek z piłką




morski tryptyk z Australii


Myślenie tęczowe - praca ze Słowacji
praca z Estonii

...kuchenne detale
praca z Meksyku




praca z Węgier




 Jest i motyw stricte dziewiarski, ale to trochę niebezpieczne ściegi...

praca z Serbii








praca z Serbii








praca z Polski




"Torba wody" z Kostaryki
praca z Argentyny
praca z Włoch



Nocne nurkowanie - praca z Japonii









praca z Hiszpanii



Genesis - praca z... Polski
 A tutaj jedna z oryginalniejszych prac, postać wykonana z nałożonych na siebie warstw materiału, "na żywo" sprawia wrażenie jakby Pani i jej Pies mieli za chwilę rozpocząć spacer...

zbliżenie na czworonożnego pupila

Toko Hayashi (Japonia), ''Zwielokrotnij'' - wyróżnienie honorowe 15 MTT

 filcowe stwory
Koral - praca z Polski


duże wrażenie zrobiły na nas Maski autorstwa Rafała Werszlera z Polski















Syzyf IV - praca z Włoch
Była też praca-instalacja ze "specjalną dedykacją" dla palaczy




 bo wykonana z... papierosów, między którymi wisiały czarne kawałki... płuc - brr





praca z Australii






praca z Irlandii

praca tylko z daleka przypomina mozaikę, w rzeczywistości jest zrobiona... na szydełku

Czystolotne dusze... ciała - praca z Argentyny



praca z Norwegii

Niszczycielski Anioł - praca z USA


Słońce - praca z Rumunii

praca z Rosji
 i nawiązania do dyskotekowych kul....





coś dla idealnej Pani Domu...

praca z Cypru
i na koniec wszystkich zachwyca praca z Japonii - Dar morskiego powietrza
przepiękne, eteryczne jak mgiełka, mieszkanki morskich głębin....




Warto zobaczyć te prace na własne oczy, robią niesamowite wrażenie. Naprawdę jest się czym zachwycić i zainspirować. Szkoda, że do końca miesiąca pozostał już tylko tydzień, bo chętnie obejrzałabym tę wystawę raz jeszcze...

O drugiej wystawie Ogólnopolskiego Triennale Tkaniny Artystycznej Uczniów Szkół Plastycznych, którą można od 20 października br. oglądać w Białej Fabryce, napiszę innym razem

Po tym całym zwiedzaniu byłyśmy tak głodne, że zjadłybyśmy słonia. Dlatego tez skusiłyśmy się na obiad w restauracji afrykańskiej MEG MU. Niestety nie mieli słonia, ale zamiast tego zamówiłyśmy kurczaka i kozę (wiadomo... kaszmir ;)). Następnie przejażdżka łódzkim tramwajem na krótkie spotkanie rękodzielnicze w Porcie i wieczorny powrót do stolicy. Stanowczo zbyt szybko upłynął ten dzień - było intensywnie, kolorowo i smacznie. Koniecznie trzeba to powtórzyć...

Do napisania :)