środa, 6 kwietnia 2016

Urodzinowa podróż do Poznania

Tym razem będzie podróżniczo. Pod koniec lutego wybrałam się na jednodniową wycieczkę do Poznania. W tym miesiącu mam urodziny i zazwyczaj tego dnia nie idę do pracy i wyjeżdżam. Miałam zamiar, aby wyjechać w czwartek, ale po namyśle zdecydowałam, że to sobota będzie lepszym terminem i być może tego dnia Poznań przywita mnie słoneczną pogodą. Nie myliłam się...
Z Warszawy odjechałam pięknym, nowym pociągiem, polskiej produkcji - naprawdę robi wrażenie....
Poznań przywitał mnie słoneczną, choć wietrzną pogodą. Pierwszym miejscem, które postanowiłam odwiedzić była pasmanteria Fastryga. Chciałam zobaczyć na własne oczy sklep, który znam tylko z wirtualnych wizyt. Znajduje się on niedaleko dworca kolejowego, jakieś 20-30 minut spacerkiem. Dotarłam tam ulicą Głogowską, a następnie skręciłam w jedną z bocznych uliczek i już byłam na miejscu. Okolica ta przypomina mi swoim wyglądem łódzkie Stare Bałuty. Dużo zniszczonych i zaniedbanych, starych czynszowych kamienic, które mają jednak swój urok i klimat. Można  zobaczyć tam takie perełki....

 

Pasmanteria Fastryga znajduje się w jednej z kamienic na ulicy Małeckiego. Sklepik jest niewielki i od podłogi do sufitu zapełniony włóczkami. Towar dla różnych klientów, głównie akryl i mieszanki, ale można tam też spotkać moje ukochane merynosy oraz islandzką wełnę lopi - i to był główny cel mojej wyprawy do Fastrygi. Zakupiłam 2 motki dla Pauli, która zapewne niedługo użyje ich do wydziergania pięknego islandzkiego sweterka. 

Sama włóczka lopi kolory ma niesamowite, jednak sweterka z niej zrobionego nie założyłabym na gołą skórę, bo trochę "podgryza", ale podobno mięknie i łagodnieje po praniu w eucalanie :)

Potem pojechałam w kierunku magicznego Ostrowia Tumskiego, aby spotkać się tam z Czarodziejką od krosien - Alicją. Najpierw jednak odwiedziłam poznański Rynek Starego Miasta.

A także przywitałam się z koziołkami na poznańskim Ratuszu.

Następnie udałam się spacerkiem na Ostrów Tumski. W przejściu podziemnym, przy przystanku tramwajowym przywitało mnie takie kolorowe i wesołe graffiti. 

Kilka kroków po schodach i moim oczom ukazała się piękna poznańska katedra. A dalej za katedrą, na poznańskiej Śródce znajduje się ICHOT (Interaktywne Centrum Historii Ostrowa Tumskiego) czyli Brama Poznania.
Miałam okazję to niesamowite muzeum odwiedzić po raz pierwszy w styczniu 2015 roku i wiem, że na pewno wrócę tu jeszcze nie raz. Wtedy spędziłam tam prawie cały dzień i tylko brak późniejszego pociągu do Warszawy zmusił mnie do wyjścia. 
ICHOT to bardzo nowoczesne i multimedialne miejsce, w którym w zajmujący sposób przedstawiona została historia początków państwowości polskiej, dzieje Poznania i wyspy katedralnej. Budynek ma dość ascetyczną bryłę i na pierwszy rzut oka nic nie zapowiada Przygody z historią (takiej przez duże "P"), którą przeżyjemy, gdy znajdziemy się w jego wnętrzu.....

Tym razem jednak ICHOT był tylko wyznaczonym punktem, gdzie miałam spotkać się z Alicją. Na miejscu okazało się, że kawiarnia w muzeum jest niestety nieczynna, ale dzięki temu mogłam zobaczyć jak zmienia się Śródka.

Alicję poznałam osobiście wiosną 2015 roku, wcześniej obserwowałam i podziwiałam jej prace w internecie. To prawdziwa Czarodziejka, która potrafi cieniutkie wełniane nitki zamienić na krosnach w przepiękne tkaniny. Tworzy szale, które budzą zachwyt już samymi zdjęciami, a gdy jeszcze mamy możliwość ich dotknięcia - nie możemy przestać o nich myśleć. Ala prowadzi bloga i sklepik, a także spełnia szalowe marzenia.... moje już w maju.... :)

Z Alicją usiadłyśmy, aby porozmawiać i wypić kawę w Cafe La Ruina. I tu wielkie zaskoczenie - malutki niepozorny lokalik, gdzie z trudem znalazłyśmy wolny stolik, zaskoczył mnie wyjątkową kawą, której aromat wciąż pamiętam. Mój wybór padł na kawę po marokańsku, z wodą różaną i dodatkiem kardamonu - Poezja!  
Nastąpiła kumulacja emocji: piękny, słoneczny Poznań, spotkanie w urokliwym miejscu z prawdziwym Rzemieślnikiem, rozmowa o rękodziele, jego roli i znaczeniu, cudowne smaki i aromat różany.... a dzień się jeszcze nie skończył..... Ala pokazała mi, prawdziwą ozdobę tej części Poznania, kolorowy mural na jednej z kamienic na Śródce. Naprawdę robi wrażenie....

Na obiad wybrałam się do, poleconej mi przez Alicję, Pizzerii Frontiera, która znajduje się na ulicy Szewskiej, niedaleko Rynku. Tutaj spotkała mnie kolejna uczta dla zmysłów, pizza Portofino z szynką parmeńską, oliwkami, melonem, rukolą i parmezanem. Polecam :)

jak tu się nie zakochać w Poznaniu, który tak kusi i tak uwodzi różnorodnymi smakami.... ? Trudno się oprzeć ;)

Po smakowitym obiedzie, aby, dla odmiany, tym razem nasycić oczy ciekawą poznańską architekturą, udałam się spacerkiem w kierunku dworca kolejowego. Oczywiście nie wybrałam najkrótszej drogi, ale tak zaplanowałam moją trasę, aby zobaczyć to i owo. Moją uwagę zwrócił monumentalny budynek przy Al. Niepodległości, będący siedzibą spółek kolejowych,
a także znajdujące się przy Placu Mickiewicza - Centrum Kultury Zamek, które na początku XX wieku, było poznańską posiadłością niemieckiego cesarza Wilhelma II.



Wędrówkę zakończyłam ulicą Dworcową, gdzie wypatrzyłam ładnie wyremontowany i wielce urokliwy niewielki budynek Dworca Letniego.


I dotarłam na miejsce, z odpowiednim zapasem czasu, aby jeszcze zdążyć wypisać zakupione pocztówki, wykonać ostatnie zdjęcia, w promieniach już zachodzącego słońca....

i wsiąść do pociągu......



To był cudowny dzień. Pełen wrażeń, wizualnych i smakowych, miłych spotkań i emocji. Każda kolejna wizyta w Poznaniu, sprawia, że to miasto jest mi coraz bliższe. 
Zatem, do zobaczenia wkrótce !

4 komentarze:

  1. Poznań to moje ukochane miasto. Studiowałam tam i pracowałam niestety tylko dwa lata. Sześć lat, które spędziłam w Poznaniu był pięknym okresem, który wspominam z rozrzewnieniem i nostalgią. Będę musiała nadrobić trochę poznańskich zaległości, a zwłaszcza ICHOT .
    Prawdę mówiąc jestem zadziwiona, że żaden poznański merynos nie zasilił twoich łóżkowych zbiorów. Niesamowite. Co za siła charakteru:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do Poznania mi jakoś nigdy nie było "po drodze", a z drugiej strony zawsze chciałam zobaczyć to miasto. Po raz pierwszy wybrałam się tam na kurs tkania na krosnach. Była piękna pogoda i zanim rozpoczęły się zajęcia długo spacerowałam i zwiedzałam. A po powrocie... przeczytałam raz jeszcze, od samego początku Jeżycjadę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Twojemu postowi przeniosłam się myślami na chwilę do Ruiny :) To był dobry dzień!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, zgadzam się w 100%, to był dobry dzień i musimy go koniecznie powtórzyć :) A ta marokańska kawa tak mi zapadła w pamięć, że pewnie niedługo mnie znowu zaprowadzi do Ruiny....;)

      Usuń